Siedem miesięcy za nami. Z tej okazji tatusiek otrzymał od Frankowego prezent. Jaki? A taki mocno pachnący. Jak to było? Już Wam piszę.
Byliśmy na zakupach. Po odwiedzeniu marketu, wracając do domu, pozostało nam tylko zrobienie zakupów spożywczych w sklepie osiedlowym. Z racji tego, że Franko był już marudny został z tatą w aucie. Ja pobiegłam po sprawunki. Wracam. Widzę ich spacerujących wokół samochodu. R. gdy tylko mnie zobaczył jak nigdy wręczył mi Małego i ruszył z zakupami do bagażnika. Patrzę na niego zdziwiona totalnie. O co chodzi? - myślę. Tatko patrzy na mnie dzikim wzrokiem. Wsiadamy do auta. Nie potrzebowałam już żadnych wyjaśnień. Pieluszka naszego syna zwyczajnie wymagała natychmiastowej interwencji. I żeby była jasność, po powrocie do domu, bądź co bądź zzieleniały od zapachu tato dzielnie doprowadził pupę Szkraba do stanu przyjemnego dla nozdrzy.
Zupełnie z innej beczki
Potomek nasz opanował już kręcenia głową, które nad Wisłą oznacza sprzeciw.
Moi panowie szaleją na kanapie. W pewnym momencie R. pyta syna: "Jeszcze trochę i dopiero będziemy szaleć bawiąc się, co?" I w tej chwili Frankowy kręci głową a z jego ust wybrzmiewa stanowczym głosem: "Nieee..."
Scenka niczym z dobrej komedii.
;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz