wtorek, 30 lipca 2013

Jestem już Aniołkiem

W minioną niedzielę, jak już wcześniej wspominałam nasz Potomek przyjął Chrzest Święty. Nawet nie myślałam, że mogę się tym tak denerwować. Strach pomyśleć o nerwach przed ewentualnym ślubem. Na całe szczęście cały stres zniknął, gdy tylko zobaczyłam naszego znajomego księdza.
Ku mojemu zdziwieniu w uroczystości razem z naszym synkiem brało udział jeszcze troje dzieci. To iż nie byliśmy sami "na świeczniku" pewnie również wpłynęło pozytywnie na moje odstresowanie. Absolutnie nikt z nas nie żałował, że zdecydowaliśmy się by to ważne wydarzenie odbyło się na drugim końcu miasta, gdyż uroczystość była przepiękna. Nasz Aniołek na początku Mszy dał wszystkim znać o swoim istnieniu, po czym dostał butlę z mlekiem i zasnął. Nawet podczas polewania główki jedynie się wzdrygnął i zasnął z powrotem. Najbardziej zaskoczyło nas chyba, gdy ksiądz po nałożeniu dzieciom szatek i odpaleniu świec przez ojców chrzestnych, wziął na ręce jedno z dzieci, podniósł je do góry by symbolicznie pokazać zgromadzonym nowo ochrzczonych. W chwilę po tym rozległy się brawa.
Jedyne na co mogliśmy trochę narzekać tego dnia to pogoda. I wbrew pierwszym skojarzeniom nie było ani deszczowo, ani zimno wręcz przeciwnie. Był to najgorętszy weekend tego lata. Skwar niemiłosierny jak na nasz klimat. Nie było czym oddychać.
"Impreza" była symboliczna między innymi ze względu na odległość w jakiej mieszkają dziadkowie oraz chrzestny naszego Szkraba.
Tak minął pierwszy z wielu ważnych dni w życiu naszego dziecka. Mam nadzieję, że każdy z nich będzie co najmniej tak piękny jak ten, w którym stał się w pełni Dzieckiem Bożym.



czwartek, 25 lipca 2013

Refleksja matki z półrocznym stażem

Wczoraj minęło już pół roczku odkąd nasze Szczęście jest z nami. Jak dotąd najpiękniejszy czas w moim życiu. Sama nie wiem kiedy te miesiące zleciały. 
Dla nas dorosłych pół roku zazwyczaj to tylko kolejne miesiące, które minęły. Jednak gdy ma się dziecko zupełnie inaczej postrzega się ten czas. Aż trudno czasami uwierzyć, że ten Maluch jeszcze parę miesięcy temu skupiał się jedynie na spaniu, jedzeniu i wydalaniu. Teraz potrafi się już nudzić i zaczepiać zarówno rodziców, jak i zupełnie obcych ludzi. Z zaciekawieniem poznaje nowe przedmioty i miejsca. Aż serce rośnie patrząc jak pięknie i szybko się rozwija.
W ciągu tych sześciu miesięcy nie obyło się jednak bez strachu. W życiu się tak o nikogo nie bałam, jak wtedy gdy Mały po porodzie musiał przyjmować antybiotyk, ponieważ miał posocznicę. Całe szczęście, że dostał żółtaczki w szpitalu, bo aż strach pomyśleć co by było gdyby... 
Niespełna dwa miesiące później zabieg usuwania kaszaka, który okazał się być torbielą. Sam zabieg aż tak by mnie nie zestresował, gdyby nie to, że musiał być wykonany w znieczuleniu ogólnym. I ta ogromna niemoc w chwili gdy Mały podłączony do kroplówki chciał przytulić się do mojej piersi, a ja nie mogłam mu tego dać właśnie z powodu oczekiwania na zabieg. Oboje wówczas płakaliśmy. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Kolejny moment paniki zaliczyliśmy w miniony poniedziałek. Ni stąd, ni zowąd późnym popołudniem Dzióbek dostał gorączki. Biegiem do apteki po coś na zbicie wysokiej temperatury. Jednak czopki pomogły tylko na jakieś 2-3 godziny i po tym czasie Mały stawał się gorący niczym piec hutniczy. I nasze domysły odnośnie przyczyny. Zawiało go? Ząbki? A Może coś jeszcze... Już widziałam nas jedną nogą na szpitalnym oddziale... Odczekaliśmy cały wtorek, żeby nie siać niepotrzebnej paniki, ale wczoraj rano biegiem do pediatry. I nareszcie kamień z serca. Płucka czyste, jedynie lekko czerwone gardło. Diagnoza - trzydniówka. Z wielką ulgą wróciliśmy do domu i zaczęliśmy wypatrywać wysypki. Dziś nasz Blondasek wygląda jak ciapek.

Kiedyś słyszałam, że dziecko to serce matki żyjące poza jej ciałem. To prawda. Po pół roku mojego macierzyństwa podpisuję się pod tym stwierdzeniem obiema rękami. 

W niedzielę czeka nas i naszego Brzdąca kolejny ważny dzień - Chrzest Święty. Dlatego też kończę na dziś i zabieram się za przygotowania.



środa, 17 lipca 2013

Wstęp czyli jak się tu znalazłam

Postanowiłam założyć bloga tak na pamiątkę. Dla siebie samej i mojego syna. Inspiracją był blog, na który natknęłam się przypadkiem na jednym z portali społecznościowych pisany przez Nieperfekcyjną Mamę (http://nieperfekcyjnamama.blox.pl/html). Opowiadania o życiu rezolutnej trzylatki sprawiły, iż zapragnęłam takiej wyjątkowej pamiątki również dla swojego Szkraba.
Chwile często uciekają i zapewne wielu sytuacji nie uda nam się spamiętać, dlatego mam nadzieję, że ten swoisty pamiętnik mi w tym pomoże. Nie wiem jeszcze jak długo uda mi się systematycznie tu zaglądać, ale mam nadzieję, że na słomianym zapale się nie zakończy.