Wczorajszy wieczór.
Franulo zasnął wcześniej niż zwykle. Po powrocie tatuśka z pracy rodzice ukryli się w kuchni, by nie obudzić rozmowami Szkodnika. W między czasie mamuśka przygotowała dziecięciu kaszkę do picia, a R. wziął prysznic. Wchodzimy do pokoju. Cichutko, na paluszkach niemal. Młody się wierci w łóżeczku. Znak, że trzeba podać mu flaszkę z ostatnim posiłkiem. W tym czasie tato zajmuje się pieluchą. Flacha opróżniona, pielucha zmieniona. Młody przysypia. Rodzicie szczęśliwi, w nadziei, na wieczorne przytulańce kładą się do łóżka. I w tej samej chwili z łóżeczka wydobywa się z początku nieśmiałe, jednak po chwili już coraz silniejsze: "E!!!!".
Konsternacja!
W głowie myśli dwie: "A miało być tak pięknie..." i "Dawaj go szybko do naszego łóżka, to zaraz zaśnie!". HA HA HA.....
Myśl pierwsza rodzicielki jak najbardziej trafiona. Z kolei druga myśl okazała się pudłem ogromnym.
Leżymy w łóżku już we troje. Cisza. Wtem Franulo skojarzył, że tato wrócił z pracy. Siada między nami i z całej siły uderza rączką R. wydobywając przy tym z siebie głośne i donośne - "E!!!". Przez około pięć minut dzielnie nie zwracaliśmy na te wyczyny uwagi, udając, że śpimy. Po tym czasie ojciec wymiękł. Po kolejnych pięciu minutach męskich zabaw wszyscy mogliśmy spokojnie ułożyć się do snu.
Tym oto sposobem matki potrzeba wieczornych przytulańców przegrała z dziecięcym rytuałem wieczornej zabawy z ukochanym tatą. Jednakowoż mimo lekkiego rozczarowania na mych ustach pozostał uśmiech na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru.
:)
:)
Życie nie daje czasem wyboru :)))
OdpowiedzUsuńOj tak ;) dla naszego Łobuziaka jak widać rytuały rzecz święta ;) heheh
Usuń