W minioną niedzielę, jak już wcześniej wspominałam nasz Potomek przyjął Chrzest Święty. Nawet nie myślałam, że mogę się tym tak denerwować. Strach pomyśleć o nerwach przed ewentualnym ślubem. Na całe szczęście cały stres zniknął, gdy tylko zobaczyłam naszego znajomego księdza.
Ku mojemu zdziwieniu w uroczystości razem z naszym synkiem brało udział jeszcze troje dzieci. To iż nie byliśmy sami "na świeczniku" pewnie również wpłynęło pozytywnie na moje odstresowanie. Absolutnie nikt z nas nie żałował, że zdecydowaliśmy się by to ważne wydarzenie odbyło się na drugim końcu miasta, gdyż uroczystość była przepiękna. Nasz Aniołek na początku Mszy dał wszystkim znać o swoim istnieniu, po czym dostał butlę z mlekiem i zasnął. Nawet podczas polewania główki jedynie się wzdrygnął i zasnął z powrotem. Najbardziej zaskoczyło nas chyba, gdy ksiądz po nałożeniu dzieciom szatek i odpaleniu świec przez ojców chrzestnych, wziął na ręce jedno z dzieci, podniósł je do góry by symbolicznie pokazać zgromadzonym nowo ochrzczonych. W chwilę po tym rozległy się brawa.
Jedyne na co mogliśmy trochę narzekać tego dnia to pogoda. I wbrew pierwszym skojarzeniom nie było ani deszczowo, ani zimno wręcz przeciwnie. Był to najgorętszy weekend tego lata. Skwar niemiłosierny jak na nasz klimat. Nie było czym oddychać.
"Impreza" była symboliczna między innymi ze względu na odległość w jakiej mieszkają dziadkowie oraz chrzestny naszego Szkraba.
Tak minął pierwszy z wielu ważnych dni w życiu naszego dziecka. Mam nadzieję, że każdy z nich będzie co najmniej tak piękny jak ten, w którym stał się w pełni Dzieckiem Bożym.